Powyższe zdjęcia zostały wykonane aparatem Canon 6D, z obiektywami 24-105mm 4L i 70-200mm 4L. Sprzęt, w celu przetestowania, dostałem od firmy Canon, za co bardzo serdecznie dziękuję. W kilku poniższych zdaniach chciałbym podzielić się wrażeniami z korzystania z udostępnionego sprzętu.
Nie wchodząc w szczegółowe specyfikacje i opis poszczególnych funkcji aparatu (które można znaleźć na odpowiednich stronach w sieci), chciałbym podkreślić, że fotografowanie tym modelem to czysta przyjemność. Jest to najlżejszy na rynku aparat pełno-klatkowy, świetnie leży w ręce, jego obsługa jest prosta i intuicyjna. Tak się składa, że przez lata używałem aparatów firmy Canon (poprzedni Canon 5D MarkII niestety musiałem sprzedać w 2011 roku), nie potrzebowałem więc uczyć się od nowa obsługi aparatu. Podobnie jak w innych modelach firmy Canon, układ menu, rozmieszczenie przycisków, czy przełączanie pomiędzy trybami fotografowania jest proste i funkcjonalne. W nowym modelu spodobała mi się blokada pokrętła wyboru trybów, niby drobiazg, a cieszy.
Autofocus działa bez zarzutu. Dla moich amatorskich zastosowań w zupełności wystarcza jego jedenaście punktów ustawiania ostrości, obce są mi krytyczne uwagi, że Canon 6D powinien mieć ich przynajmniej tyle, co jego konkurent, Nikon 600, nie mówiąc o Canonie 5D MarkIII. Jeszcze niedawno, ostrość ustawiało się ręcznie pierścieniem obiektywu i nikt nie narzekał na brakujące punkty autofocusa. Zamiast martwić się niedostatkiem migających punktów na wyświetlaczu, proponuję wyjść w plener i zacząć robić zdjęcia.
Aparatem Canon 6D można również kręcić filmy, ale w niniejszym opisie pozostanę przy zdjęciach.
Nie należę do sprzętowców i nie kręcą mnie żadne bajery, w jakie wyposażony jest Canon 6D, typu: oglądanie zapisanych obrazów i obsługa aparatu za pomocą smartfona, przesyłanie zdjęć na fejsa, wifi, czy dołączony GPS, choć zdaję sobie sprawę, że dla wielu potencjalnych użytkowników akurat ta ostatnia funkcja może być niezmiernie użyteczna. Do obrazów bowiem można dodać informacje o lokalizacji wykonania zdjęcia (szerokość, długość, wysokość i czas UTC). Miejsca wykonywania zdjęć, które zostały geoznakowane, można potem oglądać na specjalnej, wirtualnej mapie w komputerze, korzystając z dołączonego programu Map Utility, potrzebny jest jednak dostęp do internetu. Przy włączonej funkcji GPS, sygnały z satelitów są stale odbierane, nawet wtedy, gdy aparat jest wyłączony. Pociąga to za sobą zużywanie baterii akumulatora. Z czystej ciekawości pozostawiłem włączoną funkcję GPS, aby zobaczyć, jak długo wytrzyma akumulator. Kiedy byliśmy na zewnątrz, wytrzymał dwa dni, kiedy pół dnia spędziliśmy pod dachem, aparat, zapewne szukając nieuchwytnych satelitów (funkcja nie działa wewnątrz budynków), rozładował się po kilkunastu godzinach.
Szkoda, że aparat nie posiada dwóch gniazd karty SD (co posiada konkurencyjny Nikon600). Fotografując w formacie RAW i najlepszej z dostępnych rozdzielczości, jedno zdjęcie zajmuje średnio 25mega, stąd dobrze byłoby mieć dwa sloty SD, szczególnie przy filmowaniu, kiedy może się zdarzyć, że podczas zmieniania karty umknie nam ciekawe ujęcie.
Przyjęty przeze mnie sposób podróżowania (minimalizm), wybór środków transportu (rower i nogi), oraz miejsc, w jakie się udaję (tereny o znikomej gęstości zaludnienia), właściwie wyklucza używanie GPS-a w aparacie, często bowiem jadę tam, gdzie przez tydzień, albo i dłużej nie mam możliwości podładowania akumulatorów. Oczywiście, mogę zabrać dwa, albo i pięć zapasowych, mogę dokupić kilka gripów i wozić do nich baterie, niemniej jednak, wolałbym posiadać taką rezerwę na wykonanie kolejnych zdjęć, bez konieczności martwienia się, że po tygodniu, zostanę bez baterii, bo miałem kaprys rejestrować aparatem przebytą trasę i nanosić na zdjęcia ich lokalizacje. Do tego celu można wziąć dodatkowe urządzenia GPS (osobiście podczas wyjazdów zadowalam się mapą), a aparat wykorzystać zgodnie z jego podstawowym przeznaczeniem, czyli do robienia zdjęć.
A te, jak już wspomniałem powyżej, wykonuje się z największą przyjemnością. Oczywiście, jak zawsze najważniejsze jest szkło. Jeśli kogoś stać na puszkę 6D (około 7000 zł), ale już nie na dobry obiektyw (kolejne kilka tysięcy), niech lepiej kupi lepszy obiektyw i gorszy aparat. Kitowe szkło do modelu 6D to Canon 24-105mm 4L. Stosunkowo niewielka waga całego zestawu, zakres bardzo uniwersalnych ogniskowych, jakość i wykonanie aparatu i obiektywu jest, moim zdaniem, świetną propozycją ze strony firmy Canon dla osób, które podróżują z plecakiem, czy rowerem i cenią sobie komfort użytkowania z jakością wykonanych zdjęć. Niestety, jakość kosztuje. Rozumiem argumenty osób twierdzących, że wydatek rzędu dziesięciu tysięcy złotych za sprzęt fotograficzny to pozbawiona sensu fanaberia dla bananów. Zdanie rozumiem, ale go nie podzielam. Gdybym miał te dziesięć tysięcy, z przyjemnością kupiłbym pożyczony na dwa tygodnie zestaw, bez konieczności inwestowania w o wiele droższy 5DMarkIII. Alternatywą (dla tych, którzy wybierają system Canona) jest poprzednia wersja Canona 5D, czyli MarkII.
Podsumowując: dobry aparat za, niestety, niedostępne dla większości pieniądze. Na koniec jeszcze jedna uwaga: dobry aparat – w dobrych rękach. Tak naprawdę, to tylko wyposażona w elektronikę skrzynka z dziurką i co z niej uzyskamy, zależy od całej gamy czynników; od naszego wyczucia, szczęścia, talentu, wiedzy i, może najbardziej, od wrażliwości, którą ciągle trzeba w sobie rozwijać. Tej wrażliwości życzę wszystkim, jak również i sobie, mając nadzieję, że aparat, jego możliwości, funkcje, dodatki i bajery, nigdy nie będą dla mnie ważniejsze niż to, co chcę z jego pomocą pokazać.