Uroboros

powrót

Wszyscy gdzieś powracają. Wędrówka jest anamnezą.

Ostatnio dużo czasu spędzam z babcią. Babcia ma dziewięćdziesiątkę na karku, ale często wydaje jej się, że ma lat piętnaście, albo mniej. Babcia lubi czytać (do czego, pomimo swoich dziewięćdziesięciu lat, nie używa okularów), a że ma problemy z pamięcią, za każdym razem, kiedy coś czyta, wydaje jej się, że robi to po raz pierwszy, nawet, jeśli czytała tę samą rzecz pięć minut wcześniej. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że przy tych samych fragmentach tekstu, wychodzą z niej podobne emocje, wygłasza jednakowe komentarze, wyrzuca z siebie identyczne odgłosy żalu, radości, albo zniesmaczenia. Jakby co godzinę wracała do punktu wyjścia, jakby tkwiła w tym samym punkcie, jakby w pewnym sensie zatrzymała dla siebie czas, albo, będąc jeszcze w drodze, powróciła do źródeł.

Z babcią czas upływa leniwie, przybliża do wiosny. Noga ma się lepiej, oczywiście nie biegam, ale próbuję chodzić, jeszcze z miesiąc i spróbuję wsiąść na rower. Nadmiar czasu wypełniam oglądaniem, słuchaniem, czytaniem, tyle obrazów, dźwięków i słów zaległych, że czuję zawrót głowy, ale taki a prori, taki moment przed szaleństwem, a żeby zupełnie nie zwariować, żeby ten moment szaleństwa od siebie odsunąć, próbuję pisać.

Literatura ma dwojaki sens i podwójny korzeń: rodzi się z czystej, artystycznej kontemplacji, z bezinteresownego dążenia do sztuki; ale jest też osobistą rozgrywka autora z ludźmi, narzędziem jego walki o byt duchowy. Jest sprawą dojrzewającą w samotności, tworzeniem dla samego tworzenia; ale jest też sprawą towarzyską, narzucaniem się ludziom, ba, publicznym stwarzaniem siebie za pomocą ludzi. W. Gombrowicz Dzienniki

Próbuję więc pisać, mam jakiś zarys w głowie, konspekt całości, ale od dwóch miesięcy zawieszony jestem na pierwszym rozdziale i satysfakcjonującym końcu; wątpię, abym w najbliższym czasie posunął się dalej. Piszę, a potem patrzę na to, co napisałem, czytam i wydaje mi się to tak strasznie miałkie i nijakie w stosunku do literatury, jaką czytam na co dzień, że zawstydzony odkładam kartkę i długopis, zamykam komputer, zamykam się w sobie, pozostając w stanie permanentnego zawieszenia między ideą, a jej spełnieniem.

Alaska

Każdy może odnieść sukces na swoją miarę, choć trzeba pamiętać, że wcześniej czy później, ktoś mnie wygwiżdże Marian Stala

Wracam więc do książek, gdzie spotykają się słowa, do świata, który człowiek sobie wybiera, a nie tego, na który przychodzi. Wracam do świata fikcji i marzeń, który wcale nie jest czystym zmyśleniem, tylko rzeczywistością, która jak gdyby istnieje. Bo nasze życie nie jest jedno, ale wielowymiarowe, a fikcja i wyzwolona wyobraźnia nie są zubożeniem, ale pogłębieniem egzystencjalnego doświadczenia każdego człowieka. Człowiek jest istotą społeczną, jesteśmy predestynowani do życia społecznego, czyli powinniśmy nawiązywać między sobą relacje, a słowo ma nam w tym pomagać, ma nas rozwijać, ma nas zbliżać.

Statystki donoszą, że Polacy nie czytają książek. Zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w Europie. Masochizm, którego nie jesteśmy pozbawieni, każe nam nad tym faktem ubolewać, nie bez masochistycznej, samojebnej satysfakcji. No jasne, my zawsze musimy być gorsi. Ci, którzy tak ubolewają, to oczywiście czytająca, oraz czytająca i pisząca mniejszość. Większość natomiast nie komentuje statystyk, no bo ich nie czyta, gdyż nie tylko książek nie czyta, ale nawet gazet nie czyta, nie mówiąc już o pisaniu. Tak więc ci, o których chodzi, są poza sprawą, choć właśnie o ich sprawę chodzi. Nie wiedzą, że nie czytają i zdziwiliby się, gdyby im powiedzieć, że to jest jakaś sprawa. Żeby czytać książki, trzeba je najpierw mieć. Mieć, to niekoniecznie znaczy posiadać. Mieć je w posiadaniu można tylko w wyniku dziedziczenia, albo kupna. Tymczasem nie każdy pochodzi z domu, w którym już jako dziecko zastał jakieś książki i nie każdy, daleko nie każdy, może sobie pozwolić na zakup książki. Książka bowiem kosztuje. Nie w tym rzecz, ile, gdyż zawsze za dużo. Prawie nikt nie kupuje książki nie myśląc o cenie. […] Można się oburzać, jeśli ktoś chce, na kulturalne zacofanie, czyli na to, że w budżetach rodzinnych książki zajmują ostatnie miejsce, o ile w ogóle jakieś miejsce zajmują. Nic to nie pomoże, gdyż rodziny wydają skromne dochody na swoje pierwsze potrzeby. Dlaczego więc do tych pierwszych potrzeb często należy alkohol, a rzadko książka? […]
Nikt się nie rodzi z potrzebą czytania, potrzebę tą się nabywa, ale nie można jej nabyć bez pierwszej, drugiej i kolejnej przeczytanej książki, która tę potrzebę najpierw rozbudzi, a potem rozwinie. I odwrotnie. Od czytania można się odzwyczaić. S. Mrożek Dziennik powrotu

Norwegia (2)

Być może, pewnego dnia papierowe książki znikną, ale dopóki istnieje człowiek, raczej nie zaniknie samo słowo, najwyżej zmieni się medium, za pomocą którego będzie one przekazywane. Jeszcze do niedawna z pobłażaniem patrzyłem na korzystających z elektronicznych czytników książek, a od roku sam to robię i nie mogę się nadziwić, jak wcześniej mogłem się obejść bez Kindle’a, szczególnie podczas podróży, kiedy to mogę włożyć do sakwy tysiące książek, zapisując je w pamięci niewielkiego, poręcznego urządzenia.

Co jakiś czas, pewne media, które podtrzymują ludzką kondycję, odchodzą. Możemy za nimi tęsknić, melancholijnie spoglądać przez ramię w przeszłość, wspominać, ale nie przywrócimy im takiego życia i sposobu, w jakim zasilały one wspólnotę. Więc możemy sobie wyobrazić, że literatura zniknie. Co to oznacza? Że o pewne media, które są dla nas ważne, powinniśmy nieustannie dbać i zabiegać o ich żywotność. Nie możemy powstrzymać procesów, które zmierzają do wytworzenia nowych form, ale może to prowadzić do sytuacji, że nasze ulubione media odejdą w niebyt. Bowiem media są determinowane przez impulsy, które wykraczają poza wolę jednostki, czy wspólnoty. Dziś takie kryteria dyktuje ekonomia, rozumiana najprościej. Wtedy inne walory medium okazują się znaczące dla jego hierarchii na tej liście środków przekazu. Grzegorz Jankowicz

Kanada

Babcia zasnęła, dzień ma się ku zachodowi, w zakończeniu Strojenia Instrumentów Jerzego Kuci słyszymy kilkuminutowe glissando fortepianu, w dół, powoli, a przy tym, ulatujące w górę jabłka, zanikające, zmieniające się w spopielały czarny ekran, na tle którego odpływa papierowy statek. Dokąd płynie, co zabiera, albo inaczej, czy cokolwiek po sobie zostawia? Choćby jedno słowo? A jeśli niczego nie pozostawia, to może dlatego, bo gdzieś powraca? Ale gdzie?