Niedomknięte przestrzenie

niedomknięte przestrzenie (5)

Jestem śmiesznym człowiekiem. Oni mnie teraz nazywają wariatem. Byłby to może awans, gdybym nie pozostał dla nich tak samo śmieszny, jak przedtem. Przedtem bardzo rozpaczałem z tego powodu, że wydawałem się śmieszny. Nie wydawałem się, lecz byłem. Zawsze byłem śmieszny, wiem o tym, być może od pierwszej chwili życia. Może już miałem siedem lat wiedziałem, że jestem śmieszny. Potem chodziłem do szkoły, potem na uniwersytet, i cóż – im więcej się uczyłem, tym lepiej pojmowałem, że jestem śmieszny. Fiodor Dostojewski.

Szatan tedy, skazany na rolę włóczęgi, bezdomnego wędrowca, choć z racji swej anielskiej natury posiada coś na kształt królestwa w wodnych pustkowiach lub w powietrzu, to jednak z pewnością częścią jego kary jest to, że nie ma nic stałego, żadnego miejsca, gdzie mógłby oprzeć stopę. Daniel Defoe.

Mniej rzeczywistości. Z wyboru. Słowo. Obraz. Dźwięk. To już było, wiem, ale raz jeszcze powtórzę: słowo, obraz, dźwięk. Słowa skąpe, wyraźnie nie moje, wybrane, przesiane, dźwięk też rzadki, jak u Arvo Part, albo u Sciarrina. Salvatore Sciarrino wie, że anonimowość naszego życia w tłumie wzmaga samotność i tęsknotę za intymną bliskością, dlatego jego muzyka rozgrywa się w wolnych tempach, w dynamice piano pianissimo, tuż przy uchu, blisko, szeptem. Światło gaśnie, do chorego świata wspomnień na jawie podkradają się stare, schorowane, spróchniałe sobą sny. Kiedy robię nocny oblot, często ulatuję ku północy, gdzie długie noce leśnych krain otulają mnie, gdzie tylko odbicie śniegu oświetla ziemię, gdzie zamykam się w sobie i jestem już tylko się.

Chciałoby się o nich napisać, o snach i o bajkach i o tych wszystkich stworach, może da się je wreszcie oswoić, ale kogo to obchodzi? Ciemne, pastelowe barwy u Zwiagincewa w Powrocie i w Wygnaniu, długie pociągnięcia przez zbutwiałe, porowate powierzchnie ludzkich uczuć, odsłaniane niewidocznym, bezlitosnym pędzlem wyobraźni; nie ma nadziei, zostają pytania: czy można było inaczej, a jeśli tak, to jak? U Jakimowskiego w Imagine w ogóle niby bezbarwnie, przecież nic nie widać, jeno słychać, choć właściwie, skąd ja mogę wi(e)dzieć, co widać, kiedy nic nie widać? Istnieje tylko tyle, ile sami jesteśmy w stanie zobaczyć. Kląsknij, klaśnij, co widzisz? Wielki statek przepływa leniwie gdzieś ponad głośno gadającymi głowami grających. To w końcu ile jest, co jest, a tak najbardziej spoza – po co? Zamknij oczy, otwórz drzwi, co widzisz?

niedomknięte przestrzenie (1) (1024x608)

Te same słowa w dłoni, obrazy w głowie, dźwięki ponad słowami. Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się zaś po to, aby móc znów je czytać.

To jeszcze Kapuściński: Po latach jeżdżenia po świecie moim ideałem stała się cela klasztorna. Puste ściany, drzwi, okno, łóżko, stół, kilka książek, papier, ołówek. Okno wychodzi na wirydarz. Wirydarz jest pusty. Rośnie tu jedno drzewo. Rośnie trawa. Rosną krzaki berberysu. Nie widać nic więcej. Nie dochodzą żadne odgłosy z zewnątrz. Czasem zabłądzi tu ptak. Czasem spadnie deszcz. Zimą robi się biało.

Na razie przyszła wiosna. Wreszcie przyszła wiosna. Rośnie trawa. Po niej nadejdzie lato. Czasem zabłądzi ptak. Potem jesień. Czasem spadnie deszcz. Potem zima. A zimą zrobi się biało.

niedomknięte przestrzenie (2) (1024x683)