Darien

Carti (4)

Naturalnie nie tęsknił wcale do tego bezpiecznego, werandowego życia. Były to tylko myśli, które mu migały, ale które trochę go przybijały. Coś bardzo małego, co się już nie liczyło. Zresztą Tatuś zaczął myśleć w zupełnie nowy sposób. Coraz rzadziej i rzadziej rozmyślał o tym, co przeżył w swym przyjemnym, barwnym życiu, i równie rzadko marzył o tym, co przyniosą mu przyszłe dni. Myśli jego płynęły jak łódź, bez wspomnień i marzeń, były jak szare fale, które nawet nie miały chęci dopłynąć do horyzontu. Tove Jansson Opowiadania z doliny Muminków

 

Wiszę w hamaku, pół metra nad podłogą w hostelu w Capurgana – niewielkiej kolumbijskiej miejscowości, leżącej blisko granicy z Panamą. Kilka metrów od ściany budynku, na kamienistym chodniku rozbryzgują się fale silnie dziś wzburzonego morza. Poza pogłosem burzącej ciszę, niespokojnie napierającej wody, nie dochodzą mnie tutaj żadne równie intensywne dźwięki. W ciągu dnia zdarza się, że pohałasują jacyś zabłąkani spacerowicze, ale przed północą nic oprócz fal nie mąci przemijania.

Nie licząc ścieżek i błotnistych szlaków przez góry, do miasteczka nie prowadzi nawet jedna droga, przez co można się w nim poczuć dosłownie jak na niewielkiej wyspie. Większość jego mieszkańców przemieszcza się pieszo. Sporadycznie na brukowanych uliczkach pojawia się rower lub motocykl. Na pojazdach tych zresztą rzadko się jeździ. Po co bowiem gdziekolwiek pedałować, skoro do najdalszego sklepu jest nie więcej jak sto metrów, do piekarni może z pięćdziesiąt, a do sąsiadki można się odezwać stojąc na własnym podwórku.

Tak więc na rowerach ludzie tu prawie nie jeżdżą. W Capurgana pojazdy te mają, że się tak wyrażę, zmienne i jednocześnie rozszerzone pole stosowania, bowiem często się na nich coś wozi. Służą one, podobnie jak drewniane wozy zaprzężone w konie lub osły, do transportu przypływających na statkach i motorówkach towarów i zapewne są wydajniejsze, niż ramiona, barki i nogi choćby najsilniejszego z rozładowujących ładunki czarnoskórych mężczyzn. Przy kilku workach cementu ułożonych na bagażniku, przykrytych czterema pudłami wypełnionymi środkami czystości i jeszcze paroma kartonami napojów gazowanych zamontowanymi na metalowej konstrukcji przed kierownicą – moje cztery sakwy przytroczone do roweru wywołać mogą tylko kpiący uśmiech.

Po dwóch tygodniach pobytu w Capurgana jutro ruszam do Turbo, a potem do Medellin, gdzie pewnie spędzę Nowy Rok, chociaż to wcale nie jest takie pewne. Prawdę powiedziawszy, już dziewięć tygodni nie ma mnie w Polsce, a na dobrą sprawę, jeszcze wcale nie zacząłem porządnie pedałować. A może tym razem w ogóle nie zacznę? Zamieszkam w kolumbijskim, prawie odciętym od świata miasteczku i założę w nim firmę przewozową, dzięki czemu mój rower wreszcie do czegoś się przyda? Ma mocną ramę, dospawam boczne rusztowanie, zarzucę w porcie dziesięć worków cementu, albo i więcej i po prostu zdeklasuję konkurencję. Nie opędzę się od zamówień. Un Polaco Transportero.

Tak się bowiem składa, że do tej pory przemieszczam się głównie motorówkami, nie licząc odcinka Panama – Carti, który to fragment drogi dał mi nieźle w kość, szczególnie ostatnie czterdzieści kilometrów do wybrzeża. I nie tłumaczy mnie w żadnym razie to, że do Puerto Obaldia rower dotarł nieco uszkodzony (pogięty przedni bagażnik, lekko pęknięta obręcz, przetarta opona i wyłamane szprychy).

grr

Te wspomniane czterdzieści dwa kilometry tak zwanej Carretery San Blas uważam za jedne z najtrudniejszych, jakie w życiu przyszło mi pokonać. Dość powiedzieć, że jechałem prawie dwa dni. Gdybym wiedział, że przez połowę tej trasy trzeba będzie wpychać rower pod zbyt strome podjazdy, wolałbym już zapłacić te trzydzieści dolarów i nie zarzynać się w imię udowadniania sobie, że człowiek niby coraz starszy, a może. Gdyby ktoś się z Państwa wybierał ze stolicy Panamy do Carti rowerem, naprawdę, warto przemyśleć wydanie trzydziestu dolarów (plus nie wiem ile za dodatkowy bagaż) na podwózkę.

Teoretycznie, da się pokonać ten odcinek w jeden dzień, ale należałoby zacząć od zakrętu z głównej drogi prowadzącej do Yavizy.

carti (1)

Po drodze minąłem jeden punkt kontrolny, gdzie sprawdzono mój paszport, spojrzano na mnie z niejakim politowaniem i pomachano na pożegnanie. Samo Carti znajduje się na wyspie, a mówiąc dokładniej kilku wyspach, a na wybrzeżu stoi po prostu kilka bud, parę zużytych opon, dwa plastykowe krzesła i palmy.

carti (4)

Dla uściślenia, budy są dwie i stoją w dwóch różnych „portach”. Jeden z nich nazywa się Tupile (i z niego odpływa większość łodzi do Panamy), a drugi Niga Kantule. Oba oddzielone są niewysoką siatką i furtką. Z jednego do drugiego można przejść na piechotę, gdyby trafiło się nie do tego, co trzeba. Rower również da się bez żadnych problemów przeciągnąć, idąc niecałe dwieście metrów wzdłuż wybrzeża.

carti (3)

Łatwiej trafić do tego drugiego z wymienionych – Niga Kantule, jak zresztą widać na załączonym obrazku.

carti (8)

Kilometr dalej dojedziemy już do głównego terminalu, gdzie skasują od nas dwa dolary za „wjazd do portu”.

carti (2)

Jeśli okaże się, że tego dnia odpływamy z sąsiedniego portu, nie ma problemu – dwieście metrów wzdłuż wybrzeża i znajdziemy się w sąsiednim, który, jak wspomniałem, również składa się z budy (gdzie ponownie zainkasują dwa dolary za „wjazd”) oraz czynnej jedynie z rana restauracji.

carti (5)

W porcie Tupile spędziłem noc, a rankiem zapakowałem się do łodzi, którą dopłynąłem do Puerto Obaldia. Cena sto dolarów, plus dwadzieścia za rower. Osiem godzin skakania po wysokich falach. Doznania euforyczne, ale nikomu takich rozkoszy nie życzę. W sumie to dziwne, że leżące na rowerze pudła połamały jedynie szprychy, wykrzywiły bagażnik, a nie zniszczyły doszczętnie wszystkiego. Krzysztofowi, który towarzyszy Adeli Tarkowskiej w ich trwającej już ponad pięć lat podróży, pękła podczas podobnej przeprawy rama.

Zanim popłynąłem do Kolumbii, do miasteczka Capurgana, porozmawiałem jeszcze trochę z Kubańczykami, ale o ich sytuacji i w ogóle o tym, co oni właściwie w Puerto Obaldia robili, popiszę następnym razem.

A w prezencie gwiazdkowym wesoła piosenka. Taka kolęda inaczej.

  1. Dialog z niedzieli, w restauracji:
    „-Asia, ale zdejmij z tej cytryny skórkę, była pewnie niemyta!”
    „- To gdzieś tam człowiek przemierza Świat na rowerze [to o Tobie], a Ty mi każesz zdejmować skórkę z cytryny???”
    Dziękuję za te wpisy, zdjęcia, teksty – siedzę tu w środku polskiej, szarej, deszczowej zimy, a dzięki nim widzę, że gdzieś tam jest Wielki Świat, a kto wie, może nawet Światy…
    Pozdrawiam

  2. Ciężko mi opisać, co czuję, kiedy wchodzę na Twojego bloga. Zupełne odklejenie od rzeczy, które robię. Uwielbiam chwilę, kiedy czytam Twoje wpisy, cytaty, które umieszczasz, kiedy oglądam zdjęcia. Czekam na książkę!
    Zdecydowanie ulubiony blog.

  3. Witaj Piotrze! Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że znowu przemierzasz świat i piszesz! Naprawdę lubię zajrzeć do Twoich zapisków, zdjęć, posłuchać tego, co wrzucisz. To trochę pozwala oderwać się od codzienności. Wesołych Świąt!

  4. Jak dobrze oderwać się od polskich świąt i przenieść się gdześ hen daleko, za morza i oceany razem z Piotra opowieściami. Wesołych Świąt i lżejszych podjazdów!

  5. Ajajajaj…
    Wystarczyło się zapytac.. (to o Tobie)
    Wystarczylo pomyślec i Ci powiedzieć.. (to o mnie)
    Przeca ja ta Caratere przemierzalam ze 3 tygodnie przed Toba, mimo tego, ze nie na rowerze, to o rowerzystach myslalam, jako że kilku po drodze widziałam. Droga diabelska, pionowe podjazdy, gwałtowne zakrety, asi es..
    No trudno, było – minęło.
    Ojala uściskał Pan Juana i Nicolasa z RASTAurante w Capurgana.. Ojala dostał Pan mojego maila i go przeczytał.. Jesli potrzebowałby Pan kontaktu w Medellin – daj Pan znac, moze będę mogła pomóc, ojala także:)
    Wiatru w plecy, Piotr.
    Do zgadania:)

  6. Spojrzalam na moja zakladke z Wloczykijem, taka o wieczorze na piosenke i zachwycie, ze sam, i mysle zajrze na onthebike tak dla porzadku, bo juz dawno nie, a tu okazuje sie, ze w drodze! Wspaniale! Duzo mocy i realizacji siebie na kolejne 365. I dobrych ludzi wokol zawsze! Pozdrowienia, hej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *